Category Archives: Polski

IX. B. Odn.: „Relacji przyjaciółki o przynależności Beaty do sekty”

W odpowiedzi – stanowisko „Beaty“:

Chciałabym zaznaczyć, że właściwie nigdy nie miałam zamiaru, aby opublikować moje myśli i przeżycia, które miałam zanim poznałam wspólnotę oraz kiedy już ją znałam. Ale ponieważ „dzienniczek“ mojej byłej przyjaciółki oddaje bardzo zniekształcony obraz o mnie i o nas, jako o wspólnocie, chciałabym przedstawić tu moje własne stanowisko. Przy tym mam nadzieję, że poprzez wyjaśnienie kontekstu i tła wydarzeń, pomogę ludziom, którzy mnie nie znają, przejrzeć ten bardzo jednostronny opis mojej byłej przyjaciółki. Byłoby to jednak zbyt dużo, gdybym chciała się zagłębić we wszystkie szczegóły jej „relacji“, ponieważ wiele jej wypowiedzi jest związanych z naszymi wcześniejszymi rozmowami i doświadczeniami, których opis wykraczałby poza ramy tego opracowania.

Jest taka piosenka Manfreda Siebalda, w której są następujące słowa: „Wiele gwiazd na horyzoncie przyciąga mój wzrok, wskazują one na przestrzeń i każda z nich mi mówi, by iść jej drogą…“, a na końcu: „Niech całe moje życie będzie Twym domem, Ojcze, Twym domem, który budujesz dla siebie według Twojego planu…“ Te dwie zwrotki wyrażają dla mnie wyzwalającą przemianę, której doświadczyłam, gdy poznałam wspólnotę.

Moja była przyjaciółka pisze, że często zadawałam innym pytania. I ilu różnych ludzi pytałam o cel i sens życia, tyle różnych celów przedstawiono mi jako wartościowe – np. dobrze jest: uczyć się w szkole, grać na instrumentach – w tych rzeczach stawałam się coraz bardziej perfekcjonistyczna, planowałam mój dzień co do minuty, aby zrobić jak najwięcej z tego, co inni mi poradzili. Jednak zauważałam, że te wszystkie rzeczy, mimo że same w sobie nie są złe, nie mogą dać trwałego sensu. Dlatego właśnie, we wspomnianych w „relacji” przyjaciółki miesiącach – w styczniu i lutym, płakałam prawie codziennie, schudłam 10 kg – a więc stało się to ZANIM spotkałam wspólnotę.

Wydaje się jednak, że wiele osób potraktowało to poważnie, dopiero wtedy, gdy już byłam we wspólnocie…

Często nie mogłam spać w nocy i rozmyślałam. Miałam bardzo głębokie zaufanie do Boga – wiedziałam, że tylko On może mi pomóc, a nie psycholog, do którego chciała wysłać mnie moja mama. I tak błagałam Boga, by ON pokazał mi drogę.

Od kilku już lat jeździłam w czasie ferii na ewangelickie zjazdy (trzy lub więcej dni, w czasie których mieszka się razem i codziennie przez jakiś czas rozmawia się o Biblii) i byłam bardzo wdzięczna za tą możliwość codziennego zajmowania się wiarą. W ostatnim czasie, każdego tygodnia, chodziłam do dwóch lub trzech grup młodzieżowych i pragnęłam codziennej wspólnoty z chrześcijanami. Myślałam wtedy, by zrealizować to razem z ludźmi, których znałam… ale bez zmiany priorytetów w życiu moim i moich przyjaciół, do niczego w rezultacie nie dochodziło. Prawie nie czytałam Biblii, jedynie ewangelickie wersety na każdy dzień (zeszyt zawierający po jednym wersecie ze Starego i Nowego Testamentu oraz krótką modlitwę na każdy dzień), w których czytałam co prawda o tym, że Bóg jest naszą pociechą i ucieczką, ale nic o tym, co jest najbardziej podstawowe: by zapierać się siebie, by stać się nowym człowiekiem i by naśladować Jezusa. Dlatego nawet nie oczekiwałam, że czytanie Biblii mogłoby podważyć moje życie i życie środowiska, w którym przebywałam.

Dopiero gdy poznałam wspólnotę, zaczęłam czytać Ewangelie i Listy (później również Stary Testament) takimi jakie one rzeczywiście są – to znaczy jako Księgi, które tworzą jedną całość, i których treść, cel i tło można zrozumieć wtedy, gdy czyta się je jako całość i kiedy człowiek stara się czynić to wszystko, tak aby stało się to rzeczywistością w jego życiu oraz kiedy szczerze ocenia siebie oraz tych, z którymi chce dzielić wiarę.

Dzięki temu moje życie z pewnością całkowicie się zmieniło. Wiele rzeczy odłożyłam na dalszy plan, z wielu bezsensownych całkiem zrezygnowałam po to, aby na nowo wykorzystać moje dary dla Boga ku Jego chwale, i aby nieść prawdziwą pomoc innym ludziom. Myślę, że tak dzieje się z każdym, kto przyjmuje wołanie Jezusa i Jego zbawienie. Bardzo szybko zobaczyłam też, że znalazłam wspólnotę, która jest zgodna z Bożą wolą i do której Bóg powołuje wszystkich ludzi oraz, że sama mogę żyć we wspólnocie, w codziennej miłości braterskiej i zapraszać do niej również innych ludzi.

O tym wszystkim chciałam opowiedzieć ludziom, którzy byli mi bliscy. Nie było to jednak takie łatwe. Mieszkałam dalej u moich rodziców, którzy zaczęli aranżować rozmowy z naszym pastorem, jak i z krewnymi, przez które byłam skonfrontowana z najróżniejszymi sposobami myślenia o Jezusie i o Biblii. Pewna pastorowa z naszej rodziny chciała mnie zapewnić, że tak i tak wszyscy ludzie na końcu dojdą do Boga. Inni uważali, że to wszystko jedno jaką religię się wyznaje lub nie uznawali Boga jako osoby i Stworzyciela. Ktoś inny napisał mi, że wierzy tylko w to, co mówił Jezus, ponieważ Paweł był wrogiem kobiet i w ogóle miał bardzo problematyczne poglądy. Dowiedziałam się też, jak niektórzy spędzają swój wolny czas – np. autorka „relacji” chodzi co tydzień na dyskoteki, choć wcześniej myślałam, że ona nie ma już czasu, by np. razem czytać Biblię…

Często powodowało to u mnie niepewność, myślałam, że nie będę mogła oprzeć się temu wszystkiemu – ale jednocześnie bardzo mocno wierzyłam w to, co czytałam – że Jezus jest drogą, prawdą i życiem (J 14,6). Wtedy próbowałam jak najmniej przytaczać moje własne opinie, bo myślałam, że gdy przeczytam lub zacytuję słowa Jezusa, to wtedy inni też to zrozumieją. Brałam też pod uwagę to, że u wielu ludzi panuje strach przed sektami, dlatego czytanie konkretnych fragmentów z Biblii oraz zapraszanie innych do wspólnoty widziałam jako dobrą możliwość, by inni sami to ocenili i widzieli, że to nie jest sekta.

Byłam bardzo rozczarowana, gdy wiele osób odrzucało moje propozycje, a tylko nieliczni byli gotowi wziąć Biblię do ręki. Na początku za mało to akceptowałam, za mało słuchałam w różnych sytuacjach albo byłam zbyt surowa. Myślałam, że muszę uważać, ponieważ widziałam, że wcześniej byłam bardzo zależna od różnych poglądów moich krewnych i znajomych.

Ale właśnie przez modlitwę i przez rozmowy z innymi we wspólnocie, również o moim niewłaściwym zachowaniu, jak również przez ich dobry przykład, mogłam się nauczyć, by dawać innym ludziom więcej wolności, by mieć do nich właściwy stosunek i by z miłością mówić o prawdzie (Ef 4,15). Tak, jak napisała moja była przyjaciółka, starałam się przepraszać za moje złe zachowanie, z powodu którego było mi też przykro. Moja powściągliwa postawa spowodowana tym, że nie chciałam wywierać na innych nacisku, a z drugiej strony nie chciałam już brać udziału w błahych rozmowach, była znowu interpretowana negatywnie…

Nikt mi wtedy nie powiedział, że mam bardzo duże źrenice – co według mojego zdania było aluzją, że jestem pod wpływem narkotyków. Jeżeli moja interpretacja jest słuszna, to jest to wielkie oszczerstwo, z którym nie mógłby się zgodzić nikt, kto nas choć trochę bliżej poznał. Wiele osób było nagle zatroskanych z powodu mojego stanu fizycznego, przy czym we wspólnocie nie miałam już żadnego powodu, by skupiać się na odchudzaniu i od pierwszego głębszego kontaktu ze wspólnotą, mogłam znowu dobrze spać…!

Wbrew obawom niektórych osób, zdałam maturę z dobrym wynikiem i mogłabym też studiować. Ale że studia nie były nigdy moim pragnieniem, zdobyłam zawód i mam teraz dobrą pracę, w której mogę we wzajemnym szacunku współpracować z wieloma nie-chrześcijanami.

Do dzisiaj dziękuję Bogu, że złączył On nasze drogi – moją i moich braci w wierze.

IX. Odn.: „Przykładowe relacje członków i ich bliskich”

„Jedni dali się przekonać o tym, co mówił, drudzy nie wierzyli” (Dz 28,24)

Dla „zilustrowania“ swojego opracowania G. Kluge dołącza kilka „relacji członków i ich bliskich“. Również do tych tekstów chcielibyśmy się przynajmniej po części ustosunkować, jak również uzupełnić je dalszymi opisami.

A. Odnośnie „Listu 22-letniego członka sekty do rodziców“

Pod tym tytułem G. Kluge opublikował dwa listy do rodziców napisane przez niemieckiego brata, które do pewnego stopnia zostały przekazane poprawnie. Opublikowanie tych listów nastąpiło bez zapytania autora o zgodę. Poprzez podanie niewłaściwego miejsca powstania listów (Węgry), przynajmniej jeden z ostatnich akapitów pierwszego listu został przedstawiony w całkowicie innym świetle. Źle poinformowany czytelnik odnosi wrażenie, że ów brat podlegał we wspólnocie pewnym przepisom dotyczącym postów, ponieważ do godz.11 nie wolno mu było nic jeść. W rzeczywistości brat ten napisał swój list w szpitalu, blisko swojego miejsca zamieszkania w Niemczech. Ponieważ rodzice owego brata byli w tym czasie w ścisłym kontakcie z G. Kluge, może chodzić tu jedynie o świadome i celowe wprowadzenie czytelników w błąd, które zostało usprawiedliwione pozornie niewinnym nagłówkiem „imiona i niektóre daty w tekście zostały zmienione“.

VIII. B. Odn.: „Jak można się zachować?”

„Nie możemy niczego dokonać przeciwko prawdzie, lecz dla prawdy” (2 Kor 13,8)

Zgadzamy się z G. Kluge, że najpierw należy podać informacje, „które dałyby osobie dotkniętej możliwość podjęcia własnej, odpowiedzialnej i swobodnej decyzji”. Informacje – a nie oszczerstwa. Na ile wiarygodnym źródłem jest ktoś taki jak Gerald Kluge, który nie szukał nigdy możliwości, by osobiście porozmawiać z tymi, o których pisze, a który swoje informacje uzyskał od osób, które ze względów osobistych były stronnicze? G. Kluge po raz pierwszy nawiązał z nami kontakt, kiedy w roku 2000 dowiedział się, że pracujemy nad sprostowaniem do jego pisma, a więc siedem lat po ukazaniu się pierwszego wydania jego broszury. Można by nam zresztą zarzucić, że reagujemy z siedmioletnim opóźnieniem. Jednak, przez to, iż nie mamy dostępu do prasy, radia czy wydawnictw, dopiero dzięki Internetowi mieliśmy możliwość, by publicznie zareagować.

Nie będziemy zagłębiać się w szczegóły dotyczące propozycji G. Kluge, jak obchodzić się z „członkami”. Jedno tylko rzuca się w oczy, że w swojej „metodyce” nie porusza on w ogóle kwestii nauki, która jest przecież podstawą chrześcijańskiego życia. Zaleca on jedynie oddzielenie od „Grupy”, choćby „na chwilę”, poza tym raczej oparte na psychologii metody, jak „zaaranżowane rozmowy”.

Oczywiście nie brakuje tu również pewnych nieuczciwych chwytów, gdy pisze: „że normalny obywatel w przeciwieństwie do członka Grupy Holic też się czasem zastanawia nas sobą”, tak jak my byśmy się nad sobą nie zastanawiali. Jak dobrze byłoby, gdyby “normalni obywatele” zastanawiali się nad sobą i sprawdzali swoje drogi przez Boże Słowo. My wiemy, że stoimy przed Bogiem i jesteśmy odpowiedzialni za nasze postępowanie. W rozdziale V.B.2. znajduje się też poniższa krytyka: „z tej pozycji powątpiewa się ciągle w prawidłowość własnego postępowania, czy jest ono dopuszczalne, czy też jest grzechem”. Dla wyjaśnienia sprzeczności G. Kluge, należy stwierdzić: My zastanawiamy się nad sobą, nie w taki jednak sposób, jaki zarzuca nam G. Kluge w rozdziale V. Stałość w kwestiach wiary nie oznacza, że ktoś siebie nie sprawdza.

VIII. A. Odn.: „Jak Grupa zapobiega ewentualnej krytyce?”

„Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej…” (Flp 1,27)

Zapobiegamy krytyce w ten sposób, że chcemy prowadzić życie godne Chrystusa.

O znaczeniu pojęcia „sekta” rozmawiamy we wspólnocie bardzo rzadko. Mamy inne zajęcia. Jest to bardzo smutne, jeżeli publicznie określa się nas ekstremalnie negatywnym pojęciem. Ale według Łk 6,22 jest to również powodem do radości:

Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne.

Dlatego nie ma tu powodu do „wybuchania strasznym gniewem, wręcz wściekłością”. Jeżeli bracia reagowali w taki sposób na oskarżenia innych, to nie było to właściwe ani zgodne z myślą Bożą i wspólnotą.

Chociaż wiemy o duchowej rzeczywistości szatana, który w jakiś sposób stoi za każdym –wrogim Bogu – działaniem, to jednak nie „fatygujemy” go. Również źli ludzie są odpowiedzialni za swoje postępowanie i nie są marionetkami w rękach szatana.

Gdy G. Kluge stwierdza, że „Grupa wolałaby raczej, aby powstałe problemy doprowadziły człowieka do samobójstwa”, to wynika z tego zarzut, że wolimy samobójstwo niż odejście. W ten sposób udałoby się naszemu krytykowi umieścić nas znowu w ramkach psychosekty. Ten zarzut jest nie tylko nieprawdziwy, ale i sprzeczny sam w sobie oraz nielogiczny, ponieważ samobójstwo jest grzechem, który zakłada odejście od Boga. Nie mamy też nic wspólnego z nauką, głoszoną często w kręgach wolnych kościołów, iż jakoby „grzech, który sprowadza śmierć” (1 J 5,16) oznaczał, że Bóg pozwala umrzeć chrześcijaninowi, który ciężko grzeszy, aby uchronić go w ten sposób przed odstępstwem. Dlatego też zdanie: „lepiej, żebym umarł, niż miałbym odstąpić od wiary”, zaprzecza zasadom chrześcijańskiej wspólnoty. Naszym celem jest zawsze czynienie tego, co najlepsze, aby podarować życie człowiekowi i je chronić, zarówno w duchowym, jak i fizycznym sensie. Duchowa śmierć jest w swoich skutkach nieskończenie gorsza niż śmierć fizyczna. Nikt nie może uniknąć śmierci fizycznej. Jako chrześcijanie mamy jednak nadzieję na życie wieczne, które zaczyna się już teraz. Jeżeli ktoś umiera duchowo, to znaczy z własnej woli niszczy swoją relację z Bogiem, wtedy nie ma już żadnej nadziei. To nie jest jednak jakaś nasza nauka, lecz jasna nauka Jezusa i apostołów (patrz wyżej – V.A.6., VII.j.).

VIII. Odn.: „Co można zrobić?”

„Nie sądźcie z zewnętrznych pozorów, lecz wydajcie wyrok sprawiedliwy.” (J 7,24)

Co prawda, ten rozdział w opracowaniu G. Kluge już nas nie dotyczy, ale ponieważ również w tym rozdziale pojawiają się raz po raz najróżniejsze oszczerstwa, zajęcie stanowiska wydaje się też tutaj rzeczą konieczną.

Czego oczekujemy, jako chrześcijańska wspólnota, od obiektywnych czytelników, to:

Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie! (1 Tes 5,21)

Na tej podstawie jesteśmy gotowi na każdą rzeczową i otwartą dyskusję. Nie mamy nic do ukrycia. Oczekujemy tylko otwartości i gotowości do sprawdzania.

Cóż mamy czynić ? – to pytanie zadali też ludzie w Jerozolimie podczas święta Pięćdziesiątnicy w roku 30 (Dz 2,37). My możemy tylko powtórzyć odpowiedź Piotra:

Nawróćcie się i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego ! (Dz 2,38)

My uczyniliśmy ten krok (przy czym główny nacisk należy położyć na nawrócenie, chrzest jest natomiast tylko jego zewnętrznym znakiem). Kto chce dostąpić zbawienia, musi uczynić ten sam krok, musi zwrócić całe swoje życie ku Jezusowi i naśladować Go. To jest naszym celem i nic innego.

VII. Odn.: „Jak należy ocenić Grupę?”

 „… lecz okazywaniem prawdy przedstawiamy siebie samych w obliczu Boga osądowi sumienia każdego człowieka.” (2 Kor 4,2)

G. Kluge wydał swój osąd: „Na podstawie ww. nieprzejrzystych symptomów można zakwalifikować Grupę Holic jako sektę i kult psychologiczny.”

Ponieważ jego osąd dotyczy nie istniejącej „Grupy Holic“, w zasadzie nie ma z nami nic wspólnego. Skoro jednak G. Kluge ma jednoznacznie na myśli wspólnotę chrześcijańską, postanowiliśmy się odnieść do jego oceny oraz podanego przez niego uzasadnienia.

Czym jest „sekta“? Co to znaczy „kult psychologiczny“?

Gdy w Biblii mowa jest o „sekcie nazarejczyków“ (Dz 24,5), słowo to użyte jest w znaczeniu „szkoła, stronnictwo“. Występujące tam w oryginale greckie słowo „hairesis” można znaleźć też w Dz 5,17, gdzie odnosi się do saduceuszy, czy w Dz 15,5 – do faryzeuszy, dwóch najważniejszych prądów judaizmu pierwszego wieku naszej ery.

W dzisiejszych czasach w zakresie pojęcia „sekta“ „brak jest ścisłej i spójnej terminologii”, panuje „zamieszanie pojęciowe, bez ostrych kryteriów i zasad kwalifikacji”, a „określenie sekty jest wieloznaczne i dlatego poszczególni autorzy (…) podają własne wyjaśnienia” (Raport o niektórych zjawiskach związanych z działalnością sekt w Polsce, MSWiA RP, Warszawa 2000, str. 11-12). Wśród specjalistów panuje jedność jedynie co do pochodzenia tego słowa: wywodzi się ono od łacińskiego sequor – „naśladować, iść, podążać za kimś”.

Pobieżny przegląd definicji pojęcia sekty mogą zaprezentować przykłady zebrane przez T. Palecznego (W poszukiwaniu utraconego raju, Kraków 1998). Próbując zdefiniować, czym jest sekta, pisze on:

Zbiorowość taka łączy w sobie cechy małej grupy wspólnotowej, pomimo dobrowolności akcesu odwołuje się do zasad pokrewieństwa, skupia jednostki niezadowolone z istniejącej doktryny religijnej, znajdujące w sobie dostatecznie dużo motywacji i odwagi aby sprzeciwić się powszechnie podzielanym normom. (…) W rozumieniu szerszym wyróżnia się taką formę życia zbiorowego w oparciu o kryterium „opozycji i przeciwstawienia w stosunku do reszty społeczeństwa lub społeczności, w której dana istnieje” (Sztumski 1994:9 ). (…)

W innym ujęciu, propagowanym przez Dominikańskie Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach w Polsce, wymieniane są trzy rodzaje definicji sekty: świeckie, chrześcijańskie i uniwersalne. Definicja świecka wywodząca się od łacińskiego cultus, „oznacza wszystko, co jest związane z nabożeństwem, rytuałem, uczuciem, liturgią i postawą człowieka. Definicja ta w rzeczywistości przedstawia to, co nazywamy wyznaniami lub kultami i sprowadza wszelkie ruchy religijne do miana sekty” (Groenveld 1996:1). Definicja chrześcijańska uznaje za sektę jakąś grupę, „która odchyliła się (zboczyła) od biblijnego, ortodoksyjnego, historycznego chrześcijaństwa /…/ Definicja ta obejmuje tylko te grupy, które są sektami wewnątrz chrześcijaństwa” (Groenveld 1996:2). Definicja uniwersalna określa mianem sekty grupę, „która posiada strukturę typu piramidowego, autorytarne kierownictwo, z całym nauczaniem i przewodnictwem pochodzącym od osoby/osób na szczycie hierarchii. (Groenveld 1996:2).

Jak zauważa T. Paleczny, ostatnia, uniwersalna [definicja] posiada najbardziej ogólny i uniwersalny charakter, przy czym grupą o strukturze piramidalnej może być też kościół katolicki, armia państwowa jak i partia polityczna.

Często słowa tego używa się w sensie socjologicznym na określenie grupy, która oddzieliła się od jakiejś większej społeczności religijnej, jak na przykład w definicji F. Valentin: sekta jest określeniem mniejszości zamykającej się w sobie (doktrynie lub praktyce), odchodzącej od większości, a tym samym zrywającej z nią. (za A. Posackim: Sekty, Nowe Ruchy Religijne, Psychokulty)

W kontekście tzw. wyznań chrześcijańskich termin „sekty“ rozumiany jest jako wspólnoty, które z tradycją chrześcijańską łączą w sposób znaczący pozabiblijne źródła prawdy i objawienia, oraz z reguły odrzucają stosunki ekumeniczne (Handbuch Religioese Gemeinschaften, hg. Horst Reller u.a., 4 Auflage 1993, S. 15 – tłum. wł.).

Podobnie inna pozycja (Jugendreligionen, Sekten, Destruktive Kulten, hg. Sozialwissenschaftliche Arbeitsgemeinschaft, 1997, S.12) opisuje znaki rozpoznawcze sekty: o podłożu chrześcijańskim, z reguły jednak przeciwna ekumenizmowi, posiada pozabiblijne źródła objawienia, rości sobie prawo do absolutyzmu. (tłum. wł.)

Ta definicja dokładnie pasuje do „kościoła“ rzymsko-katolickiego w jego postaci sprzed II Soboru Watykańskiego. Po soborze zmienił się jeden punkt: ekumenizm uzyskał poparcie. Pozostałe punkty pozostały aktualne. W przeciwieństwie do katolicyzmu, my nie przyjmujemy jakichkolwiek pozabiblijnych źródeł prawd wiary. Z ruchem ekumenicznym nie możemy zgodzić się ze względu na zaniedbanie przezeń pytania o prawdę. Podpisujemy się zdecydowanie pod absolutyzmem chrześcijaństwa, takim, jakim go objawił Jezus (J 14,6). Według więc powyższej definicji organizacja rzymsko-katolicka zasługuje na miano sekty w stopniu, co najmniej nie mniejszym niż nasza wspólnota. Czy też kryterium ostatecznym jest liczba wyznawców i waga wpływów społecznych?

Ponieważ wokół terminu „sekta“ narosło wiele negatywnych skojarzeń, w jednym z raportów Rady Europy zaproponowano, aby w ogóle unikać używania tego pojęcia.

Oczywiście pozostaje jasne, iż dla władz państwowych użycie terminu „sekta“ jest bardzo kuszące, pod warunkiem, iż będzie on łatwy do zrozumienia dla każdego. Jednak, dobrą radą dla władz będzie rezygnacja z używania tego pojęcia, gdyż nie istnieje jego definicja prawna i posiada on nadzwyczaj pejoratywne konotacje. W świadomości ogółu obecnie sekta jest czymś ekstremalnie złym lub niebezpiecznym. (Council of Europe: Sect Report; AS/Jur 1998/38, akapit 14, tł. wł.)

Odnośnie zakwalifikowania nas jako „psychokultu”, posłużmy się następującą definicją „kultu”:

Kult to zachowanie danej grupy czy ruchu, które:
a) otacza wielką i przesadną czcią daną osobę, ideę, bądź przedmiot;

b) posługuje się programem rewolucjonizującym system myślenia, aby przekonać, sterować i socjalizować swoich członków (tj. sprawić, by przyswoili sobie swoisty wzór relacji, wierzeń, poglądów i praktyk grupy);
c) systematycznie wzbudza w członkach stany psychicznej zależności;
d) wykorzystuje członków do urzeczywistnienia celów przywódców
e) oraz okazuje tendencję do wyrządzania szkód psychicznych członkom, ich rodzinom i ich otoczeniu.
(Jugendreligionen, Sekten, Destruktive Kulte, Hg. Sozialwissenschaftliche Arbeitsgemeinschaft, 1997, S.10; tłum. wł.)

Przeciwnicy chrześcijaństwa mogą nam zarzucać, że poprzez czczenie Jezusa jako Boga otaczamy go „przesadną czcią”. Pozostałe punkty tego katalogu nie dotyczą nas, co odnośnie punktu d) przyznaje nawet G. Kluge.

Zajmijmy się więc kryteriami, według których G. Kluge zaszufladkował nas jako „sektę” oraz „psychokult”.

Najpierw jednak wymienił on cztery punkty, które także jego zdaniem nie znajdują odniesienia do nas.

a) nastawienie na zdobywanie pieniędzy dla prowadzącego i wynikające z tego wykorzystywanie członków
Ten punkt, mimo wszystko, jest jednym z najważniejszych kryteriów w opinii Stevena Hassana (patrz wyżej), po których można rozpoznać sektę totalitarną.
Chociaż G. Kluge uniewinnia nas co do tego punktu, my nie możemy powiedzieć tego samego o organizacji rzymsko-katolickiej, którą cechuje ów znak rozpoznawczy sekty. Nawet dzisiaj jeszcze w niektórych państwach wymaga się nawet od zupełnie nie zainteresowanych duchowymi treściami członków (w żaden sposób nie identyfikujących się z nauką tej organizacji), przymusowych opłat podatkowych, które w razie konieczności mogą być ściągane także z pomocą sił państwowych. Nawet komuś, kto nigdy nie wykazał najmniejszych oznak poczucia przynależności, sięga się do portfela. Z biegiem historii ta organizacja nagromadziła w wyniku wykorzystywania swoich członków potężne bogactwa.

b) wyniosła postawa założyciela bądź aktualnego prowadzącego, który uważa się za pośrednika pomiędzy swoimi uczniami a Bogiem i jest czczony jako osoba kultowa
Przyznajemy się sami do tego punktu, nawet jeśli nie w dosłownym jego rozumieniu.
Nasz założyciel, i nie tylko obecny, ale wieczny przywódca, Mesjasz Jezus zajmuje wszechdominującą pozycję. Czcimy go jako Boga, do czego nie potrzebujemy jednak żadnego kultu, gdyż On sobie tego nie życzył. On jest jedynym pośrednikiem między Bogiem i ludźmi (1 Tm 2,5). Jemu oddajemy chwałę, która się Mu należy. On jest Panem. My jednak jesteśmy braćmi.

Przeciwnie organizacja rzymskokatolicka posiada przywódcę w formie osoby ludzkiej, którego czci pod nazwą „Ojca Świętego” (tytuł używany w Biblii jedynie w odniesieniu do Boga – J 17,11), oraz któremu przypisuje nieomylność w sprawach wiary i moralności.

c) rozpowszechnione na całym świecie (również gospodarczym) imperium sekty z organizacjami maskującymi i podległymi
Królestwo Boże nie jest z tego świata (J 18,36). Z tego względu odrzucamy z gruntu jakiekolwiek zorganizowanie czy zinstytucjonalizowanie się.

Organizacja rzymskokatolicka natomiast jest integralną częścią bezbożnego systemu ekonomicznego, co raz po raz wychodzi na światło dzienne poprzez sporadyczne skandale. Jednak naszą krytykę chcemy oprzeć przede wszystkim na nauce. Ponieważ jednak G. Kluge wymienia ten punkt, chcemy wskazać na fakt, iż pasuje on do jego własnej organizacji.

d) oczekiwanie zbliżającego się końca świata
Co do tego punktu, G. Kluge wycofał się z wcześniejszych zarzutów. Na ogół ta oznaka sekty nie występuje w dużych „kościołach”, jest jednak akceptowana w niektórych ruchach i stowarzyszeniach katolickich (o orientacji maryjnej) bez szufladkowania ich jako sekty.

Zanim G. Kluge przechodzi bezpośrednio do swoich zarzutów, stwierdza u nas „prawdziwe zainteresowanie religią” oraz „szczere zaangażowanie”, nie omieszkawszy przy tej okazji zaznaczyć, że jest ono fanatyczne.

Przejdźmy jednak do rzekomo występujących u nas „cech charakterystycznych dla sekt”:

a) absolutne zerwanie nowego członka z dotychczasowym środowiskiem
Tutaj musimy stwierdzić:

  • Chodzi nam jedynie o naśladowanie Jezusa, a nie o to, by kogoś wyrwać z jego dotychczasowego otoczenia. Oczywiście przyjęcie nowego celu w życiu prowadzi do nawiązania nowych kontaktów i do rozluźnienia tych dotychczasowych. Ale absolutne zerwanie z dotychczasowym środowiskiem nie jest i nigdy nie było naszym celem. Czasami jednak wrogie nastawienie członków rodziny prowadzi do tego, że faktycznie kontakt z nimi przestaje być możliwy. Takie zerwanie kontaktów jest jednak skutkiem odrzucenia przez dotychczasowe środowisko.
  • Ze słów Jezusa dowiadujemy się, że naśladowanie Go powinno mieć najwyższy priorytet, co prowadzi również do zrezygnowania z dotychczasowych kontaktów (Np.: Łk 9,57-62; 14,26-27).
  • To, co u nas poczytane jest za oznakę sekty, to w przypadku innych uznawane jest za wyraz świętości i zdecydowania. Kiedy Franciszek z Asyżu zerwał ze swoją rodziną w sposób, w jaki nie uczynił tego nikt z naszych braci, to czy należy z tego wnioskować, że przyłączył się on do totalitarnej sekty?

b) psychiczne manipulowanie nowym członkiem, m.in. przez wywoływanie strachu i poczucia winy, które powodują psychiczne zmiany i przyczyniają się do uzależnienia go w bardzo krótkim czasie
Ciężki zarzut – pozostawiony bez dowodów. Innymi słowy: oszczerstwo. Strach i poczucie winy nie mogą pozytywnie zmienić człowieka.

W naszym życiu doświadczamy zmiany, którą sprawia Jezus w tych, którzy Go naśladują. Biblia mówi, że w tych, którzy stają się chrześcijanami, dokonuje się wielka przemiana, która określana jest nawet jako narodzenie się na nowo.

Ta przemiana nigdy nie jest spowodowana strachem, oznacza ona uwolnienie się od winy i zależności. Jesteśmy zależni od Jezusa, ale akurat ta zależność sprawia w człowieku wielkie wyzwolenie i samodzielność.

Nie posługujemy się wywieraniem ukrytego nacisku. Kto wykorzystuje psychiczny nacisk, by kimś manipulować, ten nie ma nic wspólnego z chrześcijańską wspólnotą.

Niektórzy z naszych braci doświadczyli zresztą dość silnego psychicznego nacisku, z cielesnym znęcaniem się włącznie, ze strony ich rodziny, czy dotychczasowego środowiska religijnego. Od takich metod trzymaliśmy się zawsze z daleka i takiego nastawienia będziemy się też trzymali w przyszłości.

c) emocjonalna i materialna zależność członków od Grupy
Zarzut „zależności emocjonalnej” odnosi się w pewien sposób do każdej społeczności, w której się chętnie przebywa. Każda przyjacielska relacja wywołuje emocje. Ale czy jestem już „emocjonalnie zależny”, tylko dlatego, że chętnie przebywam z moimi przyjaciółmi? Czy mówi się o „emocjonalnej zależności”, gdy ktoś obiecuje swojej żonie wierność aż do śmierci?

Jest dla nas rzeczą całkiem oczywistą, że emocje nigdy nie mogą być podstawą trwałej wspólnoty. Z pewnością jesteśmy chętnie razem. Ale podstawy tej wspólnoty są racjonalnie zrozumiałe: objawienie Boże w Biblii, a w szczególności w Jezusie.

Tak, jak w przypadku samochodu, mało istotną rzeczą jest jego kolor i rodzaj pokrowców na fotele, a bardzo ważna jest jego funkcjonalność i moc silnika, tak samo w przypadku życia chrześcijanina małe znaczenie ma życie uczuciowe, a bardzo liczy się wiara oparta na biblijnej prawdzie. Miłość, którą okazujemy sobie nawzajem, wyraża się w większym stopniu w aktywnej służbie sobie nawzajem, niż w uczuciach.

Co G. Kluge miał na myśli pisząc o „zależności materialnej”? W pewnym sensie wspólnota mienia jest wzajemną zależnością. Funkcjonuje ona jednak tylko na bazie obopólnego zaufania i miłości. Nie opiera się ona natomiast na przepisach, które w razie konieczności egzekwowane są poprzez nałożenie sankcji (jak to ma miejsce w przypadku różnych reguł zakonnych – patrz wyżej – III.D.d) Nie jest to jednak jakaś zależność od anonimowej grupy, lecz dzielenie się dobrami materialnymi z dobrze znanymi nam braćmi, którzy nie żyją gdzieś w odosobnieniu, ale dzielą z nami swoje życie.

Jeżeli już mowa o zależności, to należy dodać, że to przede wszystkim starsi bracia są tymi, którzy przeznaczają swoje pieniądze na to, by młodsi bracia, których rodzice nie chcą wspierać finansowo, mogli zdobyć wykształcenie. Często niewierzący rodzice sądzą, że przez wstrzymanie pomocy finansowej swoim synom czy córkom, a więc przez wykorzystanie ich materialnej zależności od rodziców, będą mogli ich zmusić do zrezygnowania ze swojej wiary. Gdy wtedy inni bracia przychodzą z pomocą, to nie można tu mówić o budowaniu materialnej zależności. Zależy nam na samodzielności każdego brata. Bądź co bądź, nawet G. Kluge przyznaje, że nikogo nie wyzyskujemy. Raczej przeciwnie, dążymy do tej samej postawy, jaką miał Paweł wobec swoich młodszych braci, swoich „dzieci” w wierze:

Nie szukam bowiem tego, co wasze, ale was samych. Nie dzieci rodzicom winny gromadzić majętności, lecz rodzice dzieciom. (2 Kor 12,14b)

Jako wspólnota nie stanowimy żadnej osobowości prawnej i nie chcemy taką być, mimo że mogłoby nam to przynieść pewne korzyści finansowe, jak to jest praktykowane w różnych wspólnotach religijnych. Tak więc „Grupa” nie posiada żadnej własności. Wspólne mieszkania czy samochody powinny oficjalnie należeć do jak największej ilości osób. Braterska struktura wspólnoty powinna się również wyrażać w stosunkach własnościowych.

W przeciwieństwie do dobrowolnej wspólnoty mienia wśród chrześcijan, w niektórych religijnych grupach, przede wszystkim w kręgach katolickich, można znaleźć obowiązek przepisania całego swojego majątku na daną wspólnotę. Tu rzeczywiście tworzy się zależność materialną.

d) pierwszorzędne znaczenie Grupy, ograniczenie indywidualności i sfery prywatnej.
Każda forma życia wspólnotowego jest ograniczeniem „indywidualności i sfery prywatnej”, o ile jest to rzeczywiście wspólnotowe życie, a nie „odsiedzenie” cotygodniowej liturgii. Miłość przecież właśnie oznacza to, że nie żyję dla siebie i swoich pragnień, lecz poświęcam swoje życie braciom (1 J 3,16). Ale to „ograniczenie”, przez które w rzeczywistości wiele się zyskuje, nie jest utratą osobowości, lecz przeciwnie – właśnie przez poświęcenie się chrześcijanin może najbardziej rozwinąć swoje dary.

Pierwszorzędne znaczenie, o którym wspomniano wyżej, nie odnosi się do „Grupy”, ale do Jezusa, który nas powołał do wspólnoty. W każdym przypadku będziemy wystrzegać się przypisywania szczególnego znaczenia naszej konkretnej wspólnocie, tak jak to czyni rzymskokatolicka organizacja w swoich tekstach.

Święty Kościół Rzymski mocno wierzy, wyznaje i głosi, że nikt, kto nie jest w Kościele katolickim, nie tylko poganie, ale i żydzi, albo heretycy i schizmatycy, nie mogą dostąpić żywota wiecznego; lecz pójdą w ogień wieczny ‘który zgotowany jest diabłu i aniołom jego’ (Mt 25:41), jeżeli przed końcem życia nie będą przyłączeni do niego (Kościoła)… (Sobór we Florencji, Dekret dla Jakobitów 1442)

Chodzi tu o „ostateczne, nieomylne stwierdzenie Urzędu Nauczycielskiego Kościoła”, które na przekór wszystkim inaczej brzmiącym wypowiedziom ekumenicznym, obowiązuje do dzisiaj.

e) świadomość przynależności do elity, separacja Grupy od otoczenia („Granice organizacji są granicami prawdy”)
Tak, jak już to wyżej stwierdziliśmy (III.D.e), nie uważamy siebie za elitę, lecz po prostu za chrześcijan. Wewnątrz Bożej wspólnoty są bracia i siostry, a nie elita. Nie oddzielamy się od innych chrześcijan, nie wycofujemy się też z tego świata. Mamy jednak, tak jak pierwsi chrześcijanie, społeczność w wierze tylko z tymi, o których możemy wiedzieć, że są naszymi braćmi i siostrami w Panu.

„Świadomość przynależności do elity” można jednak zauważyć w niektórych katolickich grupach, które wyraźnie chcą być „elitą”:

Chcesz być przeciętnym? Ty… jednym z wielu? Przecież zrodziłeś się po to, aby przewodzić! Wśród nas nie ma miejsca dla opieszałych. Ukórz się, a Chrystus wznieci w tobie na nowo ogień Miłości. (Josemaria Escriva, Droga, rozdz. Charakter, punkt 16, http://pl.escrivaworks.org/book/droga/punkty/16; 2005)

Zdanie „granice organizacji są granicami prawdy” nie ma zastosowania do nas. Prawda jest dla każdego objawiona w Biblii. W żadnym wypadku nie mamy tu monopolu, jak to przez długi czas (w zasadzie nawet do dzisiaj) „kościół” rzymsko-katolicki twierdził o sobie.

f) dualistyczny światopogląd (absolutny podział na dobro i zło) z wyraźnymi antagonizmami
Czynimy jasną różnicę między dobrem a złem, między prawdą a kłamstwem. Odnosi się to również do prywatnego życia, gdzie wszelkie kłamstwo jest nam obce, nawet jeśli przysparza nam to trudności w miejscu pracy. Ale czy ten jasny podział oznacza od razu dualistyczny światopogląd? Gdy Jan pisze w swoim liście (1 J 3,10) o dzieciach Boga i dzieciach diabła (wyrażenie, którego my, by uniknąć nieporozumień, nie używamy), to czy oznacza to, że był on dlatego dualistą?

Odrzucamy natomiast światopogląd, który wszystko wyjaśnia przez działanie wszechmocnego Boga lub prawie wszechmocnego szatana. Człowiek posiada wolność do niesienia odpowiedzialności, a nie jest – jak to wyraził Luter – podobny do konia, którego ujeżdża albo Bóg albo szatan. (M. Luter: O niewolnej woli, http://www.luteranie.pl/pl/index.php?D=241; 2007)

Posiadamy jednak „wyraźnego antagonistę”.
Naszym głównym wrogiem jest grzech, a szczególnie grzech wszystkich błędnych nauk, które wypaczają chrześcijaństwo. Nigdy natomiast nie widzimy ludzi jako naszych wrogów, choć oczywiście często musimy znosić ich wrogie nastawienie (również na skutek wrogiego nastawienia, jakie niektórzy „eksperci ds. sekt” poprzez swoją agitację rozpościerają na wszystkich, którzy nie należą do tradycyjnych wyznań).

g) negatywny światopogląd
Nasz pogląd na świat został wyjaśniony już we wcześniejszej części tego opracowania (III.C), dlatego nie ma potrzeby, by go tutaj powtarzać. Świat widzimy jako dobry twór Boga i doświadczamy też wiele radości na tym świecie. Dystansujemy się jedynie od grzechów, które poprzez niezależne decyzje ludzi, wiele zniszczyły w tym dobrym świecie.

h) obietnica zbawienia po podporządkowaniu się regułom Grupy. Jedyną możliwość zbawienia daje absolutne przejęcie modelu życia Grupy. Każdy inny styl życia odrzuca się jako absolutnie zły.
Nasze zbawienie zawdzięczamy Jezusowi, a nie naszemu stylowi życia. Styl życia jest praktyczną konsekwencją przyjęcia zbawienia. Odrzucamy każdy sposób na życie, który stoi w sprzeczności z Nowym Testamentem. Nie wynosimy jednak naszego sposobu życia do rangi „jedynej normy, która daje zbawienie”.

Ale właśnie rzymsko-katolicka organizacja była tą, która zbawienie uzależniała od „przynależności do grupy”:
…Toteż oznajmiamy, twierdzimy, określamy i ogłaszamy, że posłuszeństwo Biskupowi Rzymskiemu jest konieczne dla osiągnięcia zbawienia. (Breviarium Fidei, Poznań 1989, str. 62)

Katolicy oferują zbawienie również przez dokładne naśladowanie czynności rytualnych, które „Maryja” „objawiła” Łucji w Fatimie:
Córko moja, spójrz, Serce moje otoczone cierniami, którymi niewdzięczni ludzie przez bluźnierstwa i niewdzięczność stale ranią. Przynajmniej ty staraj się Mnie pocieszyć i przekaż wszystkim, że w godzinę śmierci obiecuję przyjść na pomoc ze wszystkimi łaskami tym, którzy przez pięć miesięcy w pierwsze soboty odprawią spowiedź, przyjmą komunię św., odmówią jeden różaniec i przez 15 minut rozmyślania nad tajemnicami różańcowymi towarzyszyć Mi będą w intencji zadośćuczynienia.
(Wizja Łucji z 10.12.1925r., http://www.watra.pl/kosciol/sanktuarium/lucja2005/22.html; 2005)

Nie ma to już nic wspólnego z chrześcijaństwem.

i) bardzo rygorystyczne wymagania moralne, nacisk na posłuszeństwo
Naszą miarą jest miara Jezusa, który stawia nam wymaganie, abyśmy byli tak doskonali, jak Ojciec niebieski (Mt 5,48). To wymaganie pozostanie zawsze miarą, nawet jeśli wiemy, że w tym ziemskim życiu możemy jedynie zbliżyć się do tej doskonałości, ale jej nie osiągniemy. Chcemy natomiast w naszym życiu podążać za tym celem. Ten cel najwyższej moralności jest zawsze połączony z miłosierdziem dla tych, którzy wprawdzie grzeszą, ale chcą walczyć. Dla ludzi, którzy chcą żyć w grzechu, nie ma miejsca w Bożej wspólnocie. Nie można tolerować grzechu, który rozprzestrzenia się jak kwas (1 Kor 5).

Posłuszeństwo jest podstawową cnotą chrześcijaństwa. Paweł pisze w Rz 1,5 o posłuszeństwie wierze. Zawsze bowiem chodzi o posłuszeństwo Bogu. Posłuszeństwo, które w katolickich wspólnotach zakonnych ślubowane jest opatowi czy przeorowi, wywyższa ludzi do pozycji, jaka należy się jedynie Bogu.

Posłużmy się przykładem, który wyszedł spod pióra „świętego” Ignacego Loyoli, założyciela Zakonu Jezuitów, a dotyczy absolutnego posłuszeństwa papieżowi i jego organizacji.

…tak byśmy się wszyscy usilnie o to starali, by niczego nie pominąć z doskonałości,… Wytrwale się też starajmy wszystkie nasze siły -zwrócić ku tej cnocie posłuszeństwa, okazując je przede wszystkim Ojcu Świętemu, a następnie Przełożonym Towarzystwa. … a wszelkie zdanie i sąd nasz przeciwny opanowując ślepym niejako posłuszeństwem, i to we wszystkim, cokolwiek Przełożony zarządzi, a w czym nie można (jak powiedziano) stwierdzić jakiegoś grzechu. Niech każdy będzie przekonany, że ci co żyją pod posłuszeństwem powinni dać się prowadzić i kierować Opatrzności Bożej przez Przełożonych swoich zupełnie tak, jakby byli trupem, który się daje dokądkolwiek nosić i jak bądź ze sobą obchodzić się pozwala, albo jak laską starca, która w każdym miejscu i do każdej rzeczy służy do woli temu, kto ją trzyma w ręku.
(Ignacy Loyola, Konstytucje Towarzystwa Jezusowego wraz z przypisami Kongregacji Generalnej XXXIV oraz Normy Uzupełniające, Kraków – Warszawa 2001, str. 195-197)

Bądźcie posłuszni tak, jak posłuszne jest narzędzie w rękach artysty – nie zatrzymuje się, aby się zastanowić nad tym, co czyni i dlaczego – miejcie pewność, że nigdy nie powierzy się wam zadania, które nie byłoby słuszne i ku większej chwale Bożej. (Josemaria Escriva, Droga, rozdz. Posłuszeństwo, punkt 617, http://pl.escrivaworks.org/book/droga/punkty/617; 2005)

Posłuszeństwo…, oto najpewniejsza droga. – Ślepe posłuszeństwo przełożonemu… droga do świętości. – Posłuszeństwo w pracy apostolskiej… jest drogą jedyną,… (Josemaria Escriva, Droga, rozdz. Apostoł, punkt 941, http://pl.escrivaworks.org/book/droga/punkty/941; 2005)

Niech nieuprzedzony czytelnik sam zechce ocenić, gdzie można tu stwierdzić sekciarskie skłonności.

j) proroctwo złych skutków „odstępstwa”
Ostrzeżenia przed odejściem od wiary (odstępstwem) można znaleźć u wszystkich autorów Nowego Testamentu, tak więc z ust Jezusa w Mt 5,13; Mk 9,43-50; 13,13; Łk 19,11-26; J 15,2.6; dalej w Dz 20,30; u Pawła np. w 1 Tym 5,15; 2 Tym 2,12. Następnie w Hebr 3,13-14; 6,4-8 i 10,26-31 Barnaba mocno ostrzega przed niebezpieczeństwem odejścia. Również Jakub (1,13-15), Piotr (2 P 2,21-22), Jan (1 J 5,16; Obj 14,9-12; 21,8) i Juda (Jud 22.23) piszą o tym niebezpieczeństwie. Czy więc według miary pana Kluge Jezus i wszyscy autorzy NT byli sekciarzami?

Również w katolickich dogmatach występują groźby odstępstwa. We wspomnianej już wcześniej Apostolskiej Konstytucji Piusa XII „Munificentissimus Deus” z roku 1950, do odstępstwa wystarczają już wątpliwości odnośnie nauki o wniebowzięciu Marii do nieba:

Dlatego jeśliby ktoś, czego niech Bóg broni, odważyłby się temu zaprzeczyć albo dobrowolnie podawać w wątpliwość to, co zostało przez Nas zdefiniowane, niech wie, że odpadł od Boskiej i katolickiej wiary. (Breviarium Fidei, Poznań 1989, str. 278)

Czy także kościół katolicki jest sektą? Zresztą nauki, za odrzucenie których groziło odpadnięcie, nie mają pokrycia w Biblii.

W każdym razie, fałszowalibyśmy przesłanie Jezusa, gdybyśmy nie ostrzegali przed odejściem od wiary. Jednak proroctwa złych ziemskich skutków odstępstwa, które również S. Hassan w swojej książce wymienia jako oznaki „kultu”, są nam dalekie. Nie życzymy nikomu niczego złego. Smutne jest jednak, gdy widzi się, jak ludzie, którzy żyli już w głębokiej relacji z Bogiem, odrzucają od siebie źródło swego zbawienia (którym jest Chrystus, a nie wspólnota).

k) Kontakty z otoczeniem są naznaczone grupowym egoizmem. Służą one rekrutacji członków. Brak bezinteresownego zaangażowania na rzecz innych (działalność socjalna)
(tego punktu nie ma w WPL)

Gdy Paweł, w swej bezinteresownej miłości, poświęcał się misji, dla zdobycia ludzi dla Chrystusa i tym samym dla wspólnoty, to czy działał on pod wpływem „grupowego egoizmu”? Z tego co wiadomo, Paweł nie zajmował się też działalnością socjalną, lecz „rekrutował” nowych „członków” do chrześcijańskiej wspólnoty. Zbiórka dla świętych służyła też tylko „współczłonkom Grupy”. W taki mniej więcej sposób należałoby skrytykować Pawła zgodnie z miarą pana Kluge.

Największym skarbem, który otrzymaliśmy od Boga, jest Ewangelia, przesłanie, które wzywa ludzi ze śmierci do życia. I to przesłanie chcemy przekazywać innym, nie z powodu grupowego egoizmu, lecz po to, by dać ludziom możliwość udziału w wiecznym życiu z Chrystusem. Naszym celem jest, aby ludzie poznali Boga, a wspólnota z nimi jest rezultatem tego, ponieważ miłość do Boga prowadzi do miłości braterskiej i do wspólnoty.

Po życiu można przecież poznać, co jest dla człowieka najważniejsze.

„Nacechowana grupowym egoizmem rekrutacja nowych członków” nie prowadzi do zmiany życia, nie prowadzi do zwycięstwa nad grzechem, nie prowadzi do bezinteresowności, prawdziwości i czystości, lecz chce za wszelką cenę zdobyć członków. Ale nawet G. Kluge przyznaje, że nie chodzi nam o to, by kogoś „zatrzymać za wszelką cenę”.

Podstawa, jaką jest nauka i prawda, musi pozostać nienaruszona.

Jak już wspomniano, niektóre katolickie organizacje (Np. Legion Maryi) odrzucają wszelką działalność socjalną, ponieważ uważają, że przeszkadza im to w wypełnianiu ich rzeczywistych zadań.

My nie odnosimy się w ten sposób do działań socjalnych, na szczęście jednak istnieje dzisiaj wiele organizacji, które troszczą się o wszelkiego rodzaju pomoc socjalną dla ludzi w potrzebie. Z drugiej strony bardzo mało jest pracowników w wielkiej winnicy Bożej, muszą więc oni skoncentrować się na tym, co najistotniejsze. Jeśli też „przy okazji” udzielamy pomocy socjalnej ludziom z poza wspólnoty, to nie widzimy w tym naszego głównego zadania.

Podsumowanie

Przy bliższej obserwacji okazuje się, że „nieprzejrzyste symptomy”, na podstawie których można zakwalifikować nas „jako sektę i kult psychologiczny” w większości są zupełnie nietrafne. Kryteria, które przynajmniej po części rzeczywiście pasują (punkty a, i, j), krytykują również biblijną prawdę jako sekciarską. W tym przypadku wolimy, by oczerniano nas jako sektę, niż gdybyśmy mieli odstąpić od biblijnej prawdy.

Ponadto wszystkie te symptomy występują w „kościele” rzymsko-katolickim lub przynajmniej w niektórych organizacjach, do niego należących. A ponieważ dodatkowo również cztery inne kryteria, od których „zwalnia” nas G. Kluge, trafnie odnoszą się do katolików lub ich organizacji, musiałby G. Kluge z dużo większą pewnością określić swoją własną organizację jako sektę.

Przeto nie możesz wymówić się od winy, człowiecze, kimkolwiek jesteś, gdy zabierasz się do sądzenia. W jakiej bowiem sprawie sądzisz drugiego, [w tej] sam na siebie wydajesz wyrok, bo ty czynisz to samo, co osądzasz. (Rz 2,1)

W tym kontekście chcielibyśmy przytoczyć odbiegająca od G. Kluge ocenę pewnego węgierskiego socjologa religii, który osobiście intensywnie zajmował się życiem węgierskich braci, i który mimo, iż w wielu punktach z nami się nie zgadza, doszedł do następujących wniosków:

…w żadnym przypadku nie można zaliczyć {ich działań} do uwłaczających godności człowieka i szkodliwych społecznie destruktywnych zjawisk religijnych. Nawet wówczas, jeśli ich pojedyncze zachowania – Np. misja podczas spotkań religijnych – są dyskusyjne. Ich na wysokim poziomie moralność, krytyczne spojrzenie, zasady wiary, systemy wartości i formy życia są oczywiście zarówno z teologicznego, jak i z psychologicznego oraz socjologicznego punktu widzenia sporne, ale całościowe potępienie ich, kwalifikuje takiego opiniodawcę negatywnie.
(Kamaras Istvan: A „Kersztenyek” /„Chrześcijanie”/, w książce „Kis magyar reliografia” /”Mała węgierska religiografia”/, Pecs 2003, str.273-299; tłum. wł.)

W dalszej części G. Kluge zgadza się w niektórych punktach z naszą „krytyką dotyczącą kościoła i świata”. Uważa również, iż „świecimy przykładem dzięki swemu zaangażowaniu i powadze w dążeniach do znalezienia właściwej drogi”. Ta pochwała stoi w pewnej sprzeczności z tym wszystkim, co wcześniej zostało skrytykowane.

Nagle „dążenie do bliskiej wspólnoty” staje się przykładem, a nie kontrolą świadomości. Chwali też naszą „gotowość do szerzenia wiary”, a w innym miejscu pisze o indoktrynacji.

Po tej krótkiej pochwale znowu wraca krytyka, „że ten tak dobrze rozwinięty system popada z jednej skrajności w drugą. System ten wspiera sztywne, formalne przestrzeganie przepisów prawa (faworyzuje jedną prawidłowość – błędne tłumaczenie w WPL), a zapomina o przesłaniu Jezusa”.

Każdy, kto nas zna, zobaczy, że nie realizujemy fanatycznie „w gruncie rzeczy pozytywnych założeń”, i że nie rozwinęliśmy jakiegoś systemu. Tak jak już wcześniej zostało wspomniane (III.B), zarzut legalizmu (sztywnego trzymania się przepisów prawa) nie pasuje do naszego życia.

Gdy G. Kluge porównuje nas z faryzeuszami z czasów Jezusa, znowu widać, że cztery wymienione przez niego punkty, nie mają zastosowania u nas, lecz dobrze pasują przynajmniej do niektórych części składowych organizacji, do której on sam również należy:

a) przesadne trzymanie się zasad i reguł, aby w ten sposób zapewnić sobie zbawienie
Jak już to wcześniej wyjaśniliśmy, nasze zbawienie jest w Jezusie. Nie opieramy się na jakichś zasadach i regułach. Naszym jedynym autorytetem jest Biblia (co również przyznaje nam G. Kluge). Jesteśmy tylko przekonani, że życie z wiary urzeczywistnia się w przestrzeganiu przykazań Jezusa, tak jak to On sam powiedział: Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. (J 14,15)

b) wyniosłość wobec osób nie będących faryzeuszami i wobec grzeszników, których życie uznano za niezgodne z wolą Boską
Gdy G. Kluge przyznaje, że mamy silne pragnienie szerzenia wiary, to wynika z tego jednoznacznie, że właśnie chcemy troszczyć się o grzeszników, chcemy prowadzić ich do nawrócenia i nie pozwolić na to, by umarli w swoich grzechach. Faryzeusze w rzeczywistości nie głosili wiary: fragment z Mt 23,15 mówi o tym, że faryzeusze byli na tyle aktywni wśród bogobojnych pogan, że chcieli zobowiązać ich do wypełniania żydowskich przepisów prawa i faryzejskiej tradycji.

c) świadomość przynależności do wybranej elity
Nie mamy żadnej innej „świadomości bycia elitą” niż tą, że jesteśmy chrześcijanami oraz „wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym” (1 P 2,9). Wśród chrześcijan nie istnieje i nie może istnieć żadna elita, w przeciwieństwie do niektórych katolickich grup, gdzie bardzo wspiera się świadomość przynależności do elity.

d) konsekwentne unikanie osób nie będących faryzeuszami, a szczególnie wzbranianie się przed kontaktem z grzesznikami
Powtarzanie tego zarzutu nie zmienia faktu, że jest on niesłuszny. Co prawda, rozgraniczamy jasno między chrześcijanami a nie-chrześcijanami i wiemy, że duchową wspólnotę możemy mieć tylko z chrześcijanami. Jednak nie uważamy nikogo za nieczystego i szanujemy każdego człowieka w jego godności, jak również zapraszamy każdego do przyjęcia zbawienia w Jezusie Chrystusie.

Niech każdy uważny i krytyczny czytelnik, który w opracowaniu G. Kluge nie znalazł „polemiki z nauką głoszoną przez Grupę”, czuje się serdecznie zaproszony, by niezależnie od tego opracowania stworzyć sobie własny obraz i by szukać kontaktu z chrześcijańską wspólnotą. Jesteśmy gotowi, by o wszystkim szczerze rozmawiać, a z zainteresowanym dzielić nie tylko Ewangelię, ale i nasze życie (1 Tes 2,8). Kto nie da się zastraszyć „ekspertom od sekt”, lecz będzie gotowy, by samemu wszystko sprawdzać, ten zobaczy, że „polemika z nauką” nie jest „sporem o interpretację tego lub innego fragmentu Biblii”, ale że chodzi po prostu o to, na ile jesteśmy gotowi, by również w dzisiejszych czasach traktować poważnie słowa Jezusa, by wyrwać się ze skostniałej skorupy i by wcielać w życie przesłanie oraz przykład Jezusa.

Nasz krytyk zwraca uwagę, by patrzeć na owoce. Kto dostrzega ten cały ogrom cierpienia i nieszczęścia, które właśnie katolicki „kościół” zgotował milionom ludzi, wszystkich torturowanych, męczonych i zamordowanych w imieniu chrześcijaństwa, wszystkich, którzy z powodu swojej wiary musieli opuścić ojczyznę, a swoje dzieci oddać katolickim rodzinom, kto widzi, jak również dzisiaj w katolickich organizacjach znieważane są prawa człowieka, jak w roku 2000 Pius IX – porywacz dzieci, zasiadający na tronie papieskim, człowiek, który wydawał wrogów politycznych na stracenie, a wolność religijną określał jako błędną drogę – został ogłoszony błogosławionym, a tym samym wzorem „szczęśliwego życia”, ten wie, gdzie są wilki w owczych skórach.

Oszczerstwa naszego krytyka nie przeszkodzą nam w tym, by żyć w wolności, którą nabył dla nas Chrystus przez swoje poświęcenie aż do śmierci włącznie, i by przekazywać tą wolność wszystkim ludziom. Nadal i niezmiennie będziemy angażować się w naprawianie świata, które polega właśnie na wolności nabytej przez wiarę.

 

VI. Odn.: „W jakich okolicach działa Grupa?”

„…i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi.” (Dz 1,8)

W cytowanym powyżej fragmencie, Jezus zakreślił swoim uczniom geograficzny obszar ich działalności: „aż po krańce ziemi”.

Oczywiście znamy chrześcijan tylko na niewielkim terenie tego ogromnego obszaru. A ponieważ w przeciwieństwie do stwierdzenia G. Kluge, iż jakoby „granice organizacji są granicami prawdy”, wierzymy, że nie jesteśmy jedynymi chrześcijanami, można liczyć się z dalekosiężną działalnością „Grupy”, tzn. wspólnoty.

Z powodu ciągle powracających kampanii podżegawczych nie możemy tu podać do publicznej wiadomości listy znanych nam wspólnot. Jeżeli ktoś chciałby nas poznać, będziemy cieszyć się z każdej otrzymanej wiadomości (przez e-mail). Każdy, kto szuka Boga, obojętnie, gdzie by nie mieszkał, powinien mieć możliwość nawiązania kontaktu z chrześcijanami.

V. B. Odn.: „Pojedynczy członek”

„Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto <wszystko> stało się nowe” (2 Kor 5,17)

1. Odnośnie: „Spędzanie czasu”
„Nikt walczący po żołniersku nie wikła się w kłopoty około zdobycia utrzymania, żeby się spodobać temu, kto go zaciągnął.” (2 Tm 2,4)

Zarzuca się nam radykalny styl życia. “Radykalny” pochodzi z łac. Radix, korzeń. Nie chcemy tylko troszkę pobawić się w chrześcijaństwo, lecz żyć jak chrześcijanie przez Chrystusa, który jest naszym korzeniem (Kol 2,7).

Obce są nam jakiekolwiek sformalizowane przepisy dotyczące przebiegu dnia. Oczywiście tyle czasu ile możemy, spędzamy wspólnie. Przy czym konkretne wykorzystanie czasu zależy od aktualnych zadań. Każdemu powinno się zapewnić wystarczająco możliwości, by ubogacał życie wspólnoty poprzez swe zdolności.

Postrzegamy nasz czas, nasze zdolności, nasze ciało jako dar od Boga na Jego chwałę. Dlatego chcemy korzystać z nich wedle Jego woli z wdzięcznością.

Ciało uważamy nie za „brata osła” (jak je traktował Franciszek z Asyżu), z którego mamy wyciągnąć ile się da, lecz za świątynię Ducha Świętego (1 Kor 6,19), w której mamy wielbić Boga. Dlatego jest samo przez się zrozumiałe, że wszystkie potrzeby ciała powinny być zaspokojone, tak potrzeba snu, jak i odżywiania. Ponieważ te potrzeby podlegają indywidualnym różnicom, nie można ich poddać ujednoliconej normatywie. Jednak nasze pragnienie, by służyć Bogu, chroni nas przed przesadnie długim snem, jak to widzimy na przykładzie Jezusa (np. Łk 6,12) czy Pawła (Dz 20,31; 2 Kor 6,5).

Całkiem inną postawę do ciała ma twórca Opus Dei (katolickiego konserwatywnego ruchu odnowy z XX wieku), który został ogłoszony błogosławionym:

Tak samo i ty: jeszcze kwadrans włosiennicy za dusze w czyśćcu, pięć minut za rodziców, jeszcze pięć za braci w dziele apostolskim… Aż upłynie wyznaczony czas. Umartwienie dokonane w ten sposób ma wielką wartość!
(Josemaria Escriva, Droga, rozdz. Życie w dziecięctwie, p. 899; http://pl.escrivaworks.org/book/droga/punkty/899, 2005)

Zarzuty G. Kluge co do „niezdrowego odżywiania” ujawniają tylko słabość jego argumentacji. Z jednej strony wie on rzeczywiście mało o naszych zwyczajach żywieniowych, z drugiej strony nie mamy jakiegoś typowo „chrześcijańskiego” jedzenia. Nasze jedzenie jest tak różnorodne jak nasze gusta. Nie uprawiamy kultu jedzenia, ale nie mamy też żadnych przepisów pokarmowych czy innych regulacji odnośnie jedzenia.

Ponieważ wszystko, co Bóg stworzył, jest dobre, i niczego, co jest spożywane z dziękczynieniem, nie należy odrzucać. (1 Tm 4,4)

Jeśli G. Kluge postrzega nasze mieszkania, w których nigdy nie był, jako sprawiające „wrażenie zimnych, brakuje w nich przytulności”, to jest tylko jego własne zdanie. Zgadza się przede wszystkim, że prawdziwych mieszkań nie posiadamy tutaj, na tej ziemi, tylko u Boga (J 14,2).

Nie mamy tutaj trwałego miasta, ale szukamy tego, które ma przyjść. (Hbr 13,14)

Nie zależy nam zatem na jak najpiękniejszym udekorowaniu naszych domostw. Na próżno szukać u nas złota, srebra, czy innych skarbów, na jakie można natrafić w rozlicznych budynkach do celów kultowych. Naszą dewizą jest „prosto i praktycznie”. Ale nie rządzą tu żadne nakazy i zakazy (co nieustannie musimy powtarzać, ponieważ G. Kluge we wszystkim dopatruje się u nas przepisów).

Oczywiście pozbywamy się rzeczy, których już nie potrzebujemy i nie będziemy potrzebować. Nie jesteśmy kustoszami naszego przeszłego życia.

Jak pielgrzym iść nam trzeba
w wolności pustych rąk;
kto zbiera i zabiega,
ten w drodze ciężej ma.
Chcesz, dźwigaj i na śmierć,
my łatwo odchodzimy,
wystarczy nam minimum:
to, co niezbędne jest.
(Gerhard Tersteegen – tłum. wł.)

Lecz i w tym punkcie każdy decyduje o sobie, co chce odrzucić jako niepotrzebny balast przeszłości.

Odnośnie tematu „Zawód”

Dla nas nasze powołanie jako chrześcijan jest czymś innym niż nasz zawód, służący nam do pozyskania niezbędnych do życia środków materialnych. Apostoł Paweł także zarabiał na życie jako wytwórca namiotów. Jego powołaniem było jednak zwiastowanie ewangelii.

Na polu zawodowym staramy się jak najlepiej wypełniać to, co do nas należy, w zgodzie z naszym sumieniem. Jasne jest jednak, iż przykazania Boże nie tracą na ważności w miejscu pracy, tak więc chrześcijanin nie może pozwolić sobie na nieetyczne zachowania (jak np. kłamstwo) tak samo w pracy, jak i we wspólnocie z braćmi.

Nie odrzucamy również z góry pracodawców reprezentujących instytucje kościelne. Inni pracodawcy także nie podzielają naszych poglądów religijnych. Jeśli taki pracodawca nie wymusza na pracownikach udziału w działaniach religijnych danego wyznania, a praca którą zleca nie jest sama w sobie nieetyczna, aktywność zawodowa na rzecz pracodawcy wyznaniowego nie stanowi problemu. Częstokroć problem był raczej odwrotny, mianowicie, katoliccy pracodawcy nie życzyli sobie niekatolickich pracowników.

Jeżeli pewna siostra nie widziała sensu w spełnianiu zachcianek ludzkiej próżności jako fryzjerka i poszukała sobie innej pracy, to było to jej własną decyzją, która, co zrozumiałe, została przyjęta przez wspólnotę. Mimo to nie ma zakazu pracy w zawodzie fryzjera. Niestety, nie zawsze jest łatwo znaleźć zajęcie mające głębszy sens. O ile dane zajęcie nie jest niemoralne, nadaje się na zawód dla chrześcijanina.

Odrzucić trzeba jednak w każdym wypadku te zawody, które służą bezpośredniemu szkodzeniu człowiekowi, jak na przykład sprzedaż tytoniu, czy nieprzyzwoitych publikacji. Dla ludzi wcześniejszych epok było absolutnie jasne, że nie wszystkie zawody przystoją chrześcijanom. W ten sposób reguły kościelne z II i III wieku z góry wykluczyły pewne profesje dla członków Kościoła.

Nie słusznym jest stwierdzenie, że chrześcijanin powinien obejmować tylko „najniższe pozycje”. Pozycji kierowniczych także nie można z góry wykluczać. Chrześcijanin jest jednak świadom, iż praca zawodowa nie może stać się ważniejsza niż powołanie do naśladowania Jezusa. Ze względu na to, nasze zaangażowanie w pracę ma więc pewne granice. Gdyby Paweł rozwinął masową produkcję namiotów, zdobyłby być może wiodącą pozycję na rynku, tylko że brakłoby mu czasu na jego powołanie.

IV. Ekskurs: „Moon is not the Son!”

Parę uwag do książki Stevena Hassana “Psychomanipulacja w sektach” (Łódź 1997)

Ponieważ G. Kluge powołuje się w swoim artykule na książkę S. Hassana, wydaje się stosowne dodanie paru uwag odnośnie tej pozycji, a szczególnie problemu „kontroli świadomości”.

Autor owej książki sam był członkiem „Kościoła Zjednoczenia” znanego ogólnie jako „Sekta Moona”. Po latach opuścił ją, by odtąd ostrzegać przed tą i jej podobnymi sektami, co zdaje się zapewniać mu całkiem przyzwoite utrzymanie (jak sam podaje na stronie 250, opłaty za terapię w ośrodku sięgają nawet kilku tysięcy dolarów).

S. Hassan wywodzi się z tradycji żydowskiej, nie wiadomo nic o jego nawróceniu się na chrześcijaństwo. Zajmuje się on jedynie stroną psychologiczną problemu sekt. Sprawy doktrynalne traktuje jako nieistotne. To podejście jest z pewnością problematyczne, gdyż właśnie nauka jest istotnym punktem pozwalającym ocenić, na ile dana grupa stoi na gruncie Nowego Testamentu.

Pochwały godne jest duże staranie autora, by zapewnić człowiekowi wolność od jakiegokolwiek rodzaju manipulacji. Z tym możemy jedynie się zgodzić. Odrzucamy każdą formę psychologicznej manipulacji, czy to hipnozę, czy to dynamikę grupową. Psychologiczne chwyty pomagają być może związać kogoś z sektą. Boża wspólnota nie może się ostać na bazie psychologii.

Jednak nie podzielamy poglądów na naturę człowieka wyznawanych przez S. Hassana, według których człowiek jest praktycznie bezbronny wobec manipulacji zwodzicieli. Wierzymy, iż Bóg stwarzając człowieka wyposażył go tak, by nie wpadł bezradnie w macki zwodzicieli.

Jezus mówi: Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu (J 18,37b)

Dlatego ten, kto kocha prawdę, nie potrzebuje obawiać się zwodzicieli, obojętnie jakiego rodzaju, tak długo, jak długo sam szuka prawdy.

Także i my mieliśmy między innymi kontakt z „Kościołem Zjednoczenia”. W otwartej rozmowie z nami chodziło wyłącznie o kwestie nauki. Ostatecznie nie byli oni w stanie przeciwstawić nic jasnej biblijnej argumentacji. Nie wypróbowywali na nas szczególnych trików psychologicznych. Zapewne widzieli, że te nie wywierają wpływu na ludzi, którym chodzi o prawdę.

Być może książka S. Hassana jest bardzo pouczająca w kwestii metod „Kościoła Zjednoczenia”. Pan Kluge jednak, nie bardzo, jak się zdaje, znając się na rzeczy, posługuje się tą książką w ocenie wspólnoty chrześcijańskiej, pomawiając nas oszczerczo o używanie opisanych w niej metod. Jednak już z jego własnego artykułu wynika, że co najmniej w najważniejszych punktach porównanie z uczniami Moona jest zupełnie nieudane.

S. Hassan pisze: Członkowie sekt wierzą niezachwianie, że cel uświęca środki, toteż są przekonani, że stoją ponad prawem. Dopóki nie mają najmniejszych wątpliwości co do tego, iż działają w imię „prawdy” i „sprawiedliwości”, nie zastanawiają się nad tym, że realizują cele, jakie stawia przed sobą sekta. Posługują się na co dzień kłamstwem, kradzieżą, oszustwem i łamią podstawowe normy etyczne, stosując niektóre techniki kontroli umysłu. Naruszają podstawowe swobody obywatelskie tych wszystkich, których rekrutują, czyniąc łatwowiernych ludzi niewolnikami. (str. 64)

Tym podobne praktyki są nam znane tylko z postępowania naszych przeciwników z wielkich kościołów. Dla kogoś, kto chociażby wyszedł z propozycją takich praktyk, nie ma miejsca we wspólnocie.

Zasada „cel uświęca środki” jest całkowicie sprzeczna z Biblią:

I czyż to znaczy, iż mamy czynić zło, aby stąd wynikło dobro? – jak nas niektórzy oczerniają i jak nam zarzucają, że tak mówimy. Takich czeka sprawiedliwa kara. (Rz 3,8)

Co się tyczy kłamstwa, pan Kluge przyznaje nam jednak rację: Mimo tych antagonizmów nie należy oczekiwać, że zostanie się przez nich bezpośrednio oszukanym. Prawdopodobnie członek sekty wolałby nie udzielić żadnej odpowiedzi, niż uratować się z opresji przy pomocy kłamstwa.

Z Dz 5,1-11 możemy widzieć jak Bóg ocenia kłamstwo.

Na zewnątrz są psy, guślarze, rozpustnicy, zabójcy, bałwochwalcy i każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje. (Ap 22,15)

W przeciwieństwie do wielkich „kościołów”, dla kłamcy nie ma miejsca we wspólnocie Bożej.

Pan Kluge przyznaje też, że brak u nas innych „znaków rozpoznawczych sekty”, jak na przykład:

– centralne znaczenie przywódcy,
– nakierowanie w pierwszym rzędzie na pozyskanie pieniędzy dla lidera i wynikające z tego wykorzystywanie członków,
– światowe (także ekonomiczne) imperium z podziemnymi i maskującymi je organizacjami,

Już przy swej powierzchownej znajomości naszej wspólnoty powinien on wiedzieć, że także poniższa opinia S. Hassana do nas nie pasuje:

O ile mi wiadomo, nie ma wśród członków ludzi upośledzonych, bowiem opieka nad nimi wymaga sporego nakładu sił i środków. (str. 82)

Proponujemy miłość Boga każdemu, kogo spotykamy, dlatego są wśród nas też bracia z różnymi upośledzeniami fizycznymi. Jesteśmy wdzięczni za nich i za ich cenny wkład w budowanie wspólnoty. My idziemy za Jezusem, a nie naśladujemy wspólnoty z Qumran [5], do której nie przyjmowano niewidomych i okulałych.

Jeszcze parę myśli do wyróżnionych przez Hassana czterech komponentów kontroli świadomości:

a) Kontrola zachowań

Kontrola zachowań oznacza poddanie całej sfery życia codziennego jednostki określonym regułom. Dotyczy to zarówno jej otoczenia – tego, gdzie mieszka, jak się ubiera, ilości snu i sposobu odżywiania – jak i wykonywanych obowiązków, obrzędów, w których uczestniczy, i wszelkich podejmowanych działań.

Potrzeba kontrolowania zachowań jest powodem, dla którego w większości sekt narzuca się członkom sztywny plan zajęć.

…Obowiązany jest zdawać sprawę z tego, jak spędza każdą godzinę dnia.

…Rządy w sektach sprawowane są zazwyczaj autorytarnie. Polecenia przywódcy docierają za pośrednictwem jego zastępców do osób stojących niżej w hierarchii, które z kolei przekazuje je swoim podwładnym. (str. 95-96)

Jak najbardziej zdecydowanie odrzucamy jakiekolwiek przepisy odnośnie ubioru i jedzenia, a także sen jest podporządkowany indywidualnym potrzebom. Rytuały są całkiem obce naszemu charakterowi. Nie istnieje u nas hierarchia, i dlatego nie ma też u nas „łańcucha wydawania rozkazów”.

Jednak wiele z rzeczy opisanych powyżej przez S. Hassana można odnaleźć w regułach katolickich wspólnot zakonnych. Wykazanie tego w szczególe wykracza jednak poza ramy tego opracowania.

b) Kontrola myśli

…kontrola myśli – obejmuje przede wszystkim intensywną indoktrynację, w wyniku której doktryna sekty zajmuje miejsce własnego systemu przekonań jej członków, posługiwanie się nowomową oraz stosowanie technik ‘wyciszania myśli’ i ‘koncentracji’ umysłu. By okazać się wartościowym członkiem grupy, trzeba nauczyć się manipulować własnymi procesami myślowymi.

…Grupa i jej przywódca są ucieleśnieniem dobra. Świat zewnętrzny jest ucieleśnieniem zła…

…Zjawiskiem typowym dla destrukcyjnych sekt jest posługiwanie się własnym ‘obciążonym językiem’, pełnym specyficznych słów i wyrażeń….

…Najbardziej rozpowszechnioną i chyba najskuteczniejszą metodą sprawowania kontroli nad procesami myślowymi członków sekty jest ‘praktykowanie niemyślenia’…

…Poszczególne grupy posługują się różnymi technikami wyciszania myśli: koncentracją na modlitwie, powtarzaniem mantr, medytacją, ‘mówieniem językami’, śpiewami lub nuceniem (str. 96-98).

To prawda, że przyswajamy sobie naukę Biblii poprzez osobiste jej czytanie, jak i wspólne rozmowy o niej. Zapewne jest to wspólne przekonanie wszystkich wspólnot przyjmujących miano chrześcijańskich, że czytanie Biblii może mieć jedynie dobroczynny wpływ na człowieka.

Ale to właśnie za pomocą rozumu chcemy zgłębiać Biblię, nie po to zaś, by „wyłączyć” rozum. Nie chodzi tu o ślepe przeżuwanie jakichś formuł, ale o przemyślenie, które prowadzi do działania w pełnej i świadomej odpowiedzialności.

Prawdą jest także fakt, iż język biblijny odzwierciedla się w naszej mowie. Ale nie jest naszym zamiarem stworzenie jakiegoś własnego języka.

Ucieleśnienie dobra widzimy tylko i jedynie w Bogu i Jego Synu Jezusie Chrystusie. Jako zbawieni grzesznicy chcemy się coraz bardziej zbliżać do Jego doskonałości, świadomi, że tu na ziemi nigdy nie osiągniemy jej w pełni.

Nasza modlitwa nie jest techniką zatrzymania myśli, tylko osobistą rozmową z Bogiem. Jesteśmy przeciwni jakiejkolwiek formie zrytualizowanej modlitwy. Mówienie językami było darem Bożym dla pierwszego pokolenia chrześcijan. W grupach, które je obecnie praktykują, jest ono najczęściej ucieczką w uczucia.

Co dziwne, pan Kluge zarzuca nam w dalszej części dokładne przeciwieństwo ucieczki w uczucia, to znaczy ucieczkę w racjonalność. Racjonalność i blokowanie myśli pasują do siebie tylko w irracjonalnej strukturze pojęć.

Pozorną racjonalność można rozpoznać po tym, że wielokrotnie prowadzi się słuchaczy po tej samej wąskiej ścieżce myśli ku z góry upatrzonym wnioskom w celu wpojenia im pożądanych myśli w formie sprawiającej wrażenie logicznej. Tego typu techniki spotykamy u Świadków Jehowy, czy też w kazaniach katolickich, ale nie w chrześcijaństwie.

W jaki sposób zwalcza pan Kluge w swej własnej organizacji rytuał blokujący myślenie jakim jest różaniec?

c) Kontrola uczuć

…kontrolowanie emocji – zmierza do tego, by ograniczyć skalę ludzkich uczuć i nimi manipulować. Strach i poczucie winy są w tym wypadku podstawowymi narzędziami. Poczucie winy jest chyba najistotniejszym czynnikiem sprzyjającym wyrabianiu postawy konformistycznej i wymuszaniu uległości…

Do najbardziej cenionych uczuć należą lojalność i oddanie grupie… Nie wolno im również krytykować przywódcy, natomiast samokrytyka jest jak najbardziej pożądana.

W niektórych sektach wzajemne relacje wyznawców także poddawane są ścisłej kontroli…

…Celowo zakłóca się równowagę emocjonalną, chwaląc ludzi w jednym momencie po to, by za chwilę ich zganić…

Wymóg spowiadania się z popełnionych grzechów i niecnych zamiarów jest kolejnym sposobem sprawowania kontroli nad uczuciami. Oczywiście, grzech… rzadko jest wybaczany w prawdziwym znaczeniu tego słowa i równie rzadko zostaje zapomniany…

Najskuteczniejszym sposobem sprawowania kontroli uczuć jest wywoływanie i podsycanie fobii… Doprowadza się ludzi do takiego stanu, że wpadają w panikę na samą myśl o opuszczeniu grupy. Pocą się, serce bije im gwałtownie… Jest niemal niemożliwe, by członek sekty, poddany takiej indoktrynacji, mógł czuć się bezpiecznie z dala od grupy. (str.99-101)

Wina jest rzeczywistością w życiu każdego człowieka. Gdy winie nie czyni się zadość, może prowadzić do lęków, choćby dlatego, iż wina oddziela nas od Boga i od ludzi, a w końcu też od samych siebie. Dlatego właśnie przebaczenie i uwolnienie od winy oraz strachu są centralnymi punktami chrześcijaństwa. Winy się nie wypiera, lecz wyznaje i przebacza. W Bożej sile doświadczamy uwolnienia i możemy żyć z czystym sumieniem. Napomnienia braterskie służą nie kontroli, ale przerzuceniu pomostu ku uwolnieniu od winy. Jesteśmy zobowiązani napominać się nawzajem, obojętnie, czy ten, kto zgrzeszył, jest we wspólnocie tydzień czy dwadzieścia lat. Celem chrześcijańskiego napomnienia jest trwałość i stabilność w dobru. Pochwała i nagana uzupełniają się nawzajem. Dopiero, gdy pochwała i nagana są oddzielone od konkretnej sytuacji życiowej, stają się środkami psychomanipulacji, gdzie pochwała służy do wzmocnienia nieetycznego postępowania, a nagana do wzbudzenia uczuć winy.

Chrześcijanie po to są razem, aby się napominać i zachęcać (1 Tes 5,11). A na obelgi nie powinno być miejsca we wspólnocie.
Nikt nie zostanie we wspólnocie na stałe jedynie z motywów lęku. Tylko miłość do Boga jest motywacją, która spaja naszą wspólnotę.

Oczywiście Biblia zawiera surowe ostrzeżenia przed odpadnięciem od Boga. Jednak w przypadku natchnionych autorów tekstu biblijnego możemy założyć, że nie chodziło im o to, co S. Hassan nazywa kontrolą uczuć, tylko o szczere ostrzeżenie przed realnym niebezpieczeństwem. Dlatego i my ostrzegamy przed odpadnięciem, zawsze jednak świadomi, że chodzi przede wszystkim o wzbudzenie miłości.

d) Kontrola informacji

W wielu kultach o charakterze totalitarnym podstawowe źródło informacji stanowią publikacje sekt. Dostęp do pozostałych środków masowego przekazu jest bardzo ograniczony…

Kontroli podlegają także rozmowy członków sekty. Nie wolno im dzielić się krytycznymi uwagami na temat przywódcy, doktryny czy metod działania organizacji. Muszą natomiast szpiegować się nawzajem… Nowicjusze mogą ze sobą rozmawiać tylko w towarzystwie starszego członka sekty…

Kontrola informacji w destrukcyjnych sektach oznacza także istnienie różnych poziomów „prawdy”. Inna jest doktryna „oficjalna”, inna „na wewnętrzny użytek”… (str.102)

W naszej wspólnocie można znaleźć literaturę najróżniejszych grup i organizacji. Nie ma jakichkolwiek ograniczeń jeśli chodzi o lekturę. To, że chrześcijanin unika gazet i książek o nieprzyzwoitej treści, rozumie się samo przez się. Krytyka jest nie zabroniona, lecz pożądana, o ile tylko jest konstruktywna. W życiu naszej wspólnoty dajemy wiele miejsca na budowanie wzajemnych relacji, także z najmłodszymi braćmi w wierze.

Znamy tylko jedną i jedyną prawdę, którą dzielimy się ze sobą we wspólnocie, i którą chcemy się również dzielić z tymi na zewnątrz.

Czym rzeczywiście jest kontrola informacji, możemy przeczytać w przytoczonym już powyżej fragmencie Reguły „św.” Benedykta:

O braciach, którzy udają się w drogę – Niech nikt nie waży się opowiadać drugiemu, co widział lub słyszał poza klasztorem, ponieważ jest to bardzo szkodliwe. Jeśli ktoś ośmieli się to zrobić, poniesie przewidzianą w Regule karę, podobnie jak i ten, kto by się odważył wyjść poza obręb klasztoru lub pójść dokądkolwiek lub zrobić cokolwiek, choćby całkiem drobnego, bez pozwolenia opata. (Reguła św. Benedykta, rozdz.67; http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/regula_osb_01.html; 2005)

Każdy czytelnik może sam ocenić, gdzie jest tu mowa o systemie totalitarnym.

————————–

5. Qumran – żydowska elitarna wspólnota religijna współczesna Jezusowi, żyjąca w odosobnionej osadzie na Pustyni Judzkiej i kierująca się bardzo surową regułą

V. Odn.: „Jak żyje się w Grupie?”

„A Pan niech pomnoży liczbę waszą i niech spotęguje waszą wzajemną miłość dla wszystkich…” (1 Tes 3,12)

A. Odn.: „Wspólnota”
„Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami.” (1 Kor 12,27)

1. Odn.: „Nazwa i samookreślenie Grupy”
„W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami.” (Dz 11,26)

G. Kluge oddaje prawie poprawnie nasz punkt widzenia na kwestię nazwy. Jesteśmy chrześcijanami i nie chcemy być nikim innym. Odrzucamy także określenie „prawdziwi chrześcijanie”, jak stwierdzono już powyżej.

Nadanie denominacji jakiejkolwiek wyszczególniającej ją nazwy stoi w sprzeczności z wolą Boga, gdyż Ten chce tylko jednej wspólnoty. Kto upiera się przy istnieniu poszczególnych wspólnot, pokazuje, że nie zabiega o jedność, wręcz przeciwnie – niszczy on świątynię Bożą.

Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. (1 Kor 3,17)

Określenia „katolicki”, „ewangelicki”, „prawosławny” [6] są poprawne w odniesieniu do jedynego Kościoła, bo istnieje, i może istnieć, tylko jedna katolicka (co znaczy „powszechna, ogólna”), ewangeliczna, prawowierna wspólnota. Jednak słowa te użyte na określenie odrębnych wspólnot, przestają być właściwe (odosobniona grupa nie jest ogólna i powszechna, ewangeliczna czy też prawowierna) i są wyrazem buntu przeciwko Bożemu nakazowi jedności.

„Grupa Holic” nie jest nam znana. Poważny i starający się o obiektywność „pełnomocnik ds. sekt” nie posługuje się nazwami, którym opisywana grupa – ze względu na swe zasady – głośno i wyraźnie się sprzeciwia.

————————-

6. prawosławie – dosł. tłumaczenie z gr. orthos + doxa, “właściwa chwała”, sławienie Boga wiarą taką, jaka być powinna