III. C. Odn.: „Światopogląd”

„Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał” (J 1,10)

Termin „świat” używany jest w Biblii w różnych znaczeniach. Świat, jako dobry twór Boga, nie ma w sobie niczego bezbożnego (sprzecznego z Boskimi zasadami). Jest Bożym darem, który przyjmujemy z wdzięcznością, i który prowadzi do wychwalania Boga za Jego wspaniałe stworzenie. Dlatego cieszymy się tym, co piękne, i z czym wielokroć możemy się zetknąć, czy będzie to wiosenny kwiat, czy skalisty wąwóz, zachód słońca, czy gwiaździsta noc … stanowczo odrzucamy gnostycką ideę złego stworzenia.

W Nowym Testamencie pojęcie „świat” używane jest także w znaczeniu negatywnym. Służy ono oznaczeniu ludzi, którzy przez swoją wolną, samodzielną decyzję przeciwstawili się Bogu. Od takiego „świata” chrześcijanin może się jedynie odgraniczyć. Jako uczniowie Jezusa nie jesteśmy z „tego świata”, tak jak i Jezus nie jest z tego świata (J 17,14.16) .

Dlatego obowiązuje nas 1 J 2,15-17:

Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie! Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata. Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki.

Żyjemy na tym świecie, na który posłał nas Jezus. Mimo to nie izolujemy się od niego (J 17,18). Całkowicie obca jest nam ucieczka przed światem, która znana jest z życia wielu tak zwanych „świętych” z różnych wieków. Nie kryjemy się przed światem ani na pustyni, ani za grubymi murami zakonów. Nikt z nas nie zaakceptowałby nakazu milczenia, jak robią to Trapiści, czy też nie wszedłby na słup, jak to czynili „święci” słupnicy.

Jezus powołał swoich uczniów, by byli światłem świata, miastem na górze (Mt 5,14-16). Właśnie poprzez to, że nie dopasowujemy się do reguł tego świata (Rz 12,2), możemy być światłem i prowadzić ludzi do życia, które chwali Boga dobrymi czynami.

Żyjemy na tym świecie, większość z nas pracuje, a nasze obowiązki zawodowe staramy się wykonywać jak najlepiej. Zawód nie jest jednak naszym powołaniem. Polega ono bowiem na oddaniu się Bogu.

Cały zaś świat leży w mocy złego – pisze Jan (1 J 5,19). Nie oznacza to, że powinniśmy unikać brania naszej odpowiedzialności za świat. Nasze zaangażowanie polityczne jest jednak mocno ograniczone, z jednej strony dlatego, że nie jest to naszym głównym zadaniem, a z drugiej dlatego, że wszystkie stronnictwa polityczne reprezentują poglądy tak dalekie od wszelkich, podstawowych nawet, ludzkich zasad moralnych, że ścisła współpraca z nimi jest niemożliwa.

Wiele byłoby do zrobienia w świecie, w którym prawo do mordowania dzieci w łonie matki uważa się za prawo człowieka; w świecie, który mówi o sprawiedliwości i wyzyskuje biednych; w świecie, który pod hasłem zrównoważenia budżetu dokonuje ciągłego pogorszenia sytuacji socjalnej, a bogatych wspiera (szczególnie przez tak zwane „chrześcijańskie” partie); w świecie, który zachwyca się humanitaryzmem i gościnnością dla cudzoziemców, a jednocześnie wydaje ustawy, które pozbawionych praw uchodźców, wydają w ręce żądnych pieniędzy przemytników, a często prowadzą także i do śmierci; krótko mówiąc: w świecie, który nauczył się maskować pięknymi słowami najskrajniejsze okrucieństwa.

Nie przemilczamy tej niesprawiedliwości. Bóg jednak powołał uczniów Jezusa, by przekazywali światu rzecz najlepszą: Ewangelię, życie wieczne w naśladowaniu Jezusa. Gdy ludzie naśladują Jezusa, urzeczywistnia się Boża wola wobec tego świata: wspólne życie w miłości i sprawiedliwości, bez ksenofobii [3] i we wzajemnym zaufaniu. Cieszymy się, że mimo wszystkich naszych grzechów możemy doświadczać w naszej wspólnocie tego Bożego działania.

Świat nie jest czarnym, ale tym bardziej korzystnym tłem dla naszych promiennych koncepcji, jak pisze pan Kluge. Boże światło nie potrzebuje cienia, by było widać, że jest światłem. Dobro jest dobrem, bo jest dobre niezależnie od zła. Tylko zło ciągle musi podawać się za dobro, bo samo w sobie by się nie ostało.

Słusznie podaje Kluge, że uważamy się za wywołanych z tego świata (WPL niewłaściwie tłumaczy jako „wyszukani”). Tak jest z każdym chrześcijaninem. Jesteśmy powołanymi świętymi (Rz 1,7; 1 Kor 1,2) na tym świecie, ale nie jesteśmy ze świata (J 17,11.16). Kto uważa, że nie został wywołany z tego świata, ten sam przyznaje, że nie jest uczniem Jezusa, że nie jest chrześcijaninem.

To, że „negatywne zjawiska na świecie są spowodowane grzechem” nie jest jedynie naszym poglądem, ale również apostoła Pawła:

Rz 5,12: Dlatego też jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich, ponieważ wszyscy zgrzeszyli…

Wystrzegamy się zbyt prymitywnych wyobrażeń. (Tygrysy szablastozębne nie były wegetarianami. W świecie zwierząt od samego początku istniała śmierć biologiczna, na długo przed pierwszym grzechem). Wiemy jednak, że pierwszy grzech spowodował istotny przełom w relacji między Bogiem i człowiekiem oraz, że po upadku w grzech, człowiek znajduje się w gorszej sytuacji wyjściowej niż wcześniej, że często czynić zło przychodzi nam łatwiej niż dobro. Odrzucamy jednak wiarę w istnienie grzechu pierworodnego, ponieważ uznaje ona, że tym negatywnym skutkiem jest grzech. Naukę tę, głoszoną z różnym nasileniem przez prawie całą tradycję od czasów Augustyna, odrzucamy jako niebiblijną i bezbożną.

Wszelkie rozmyślania o świecie bez grzechu mają charakter spekulacji. Myślimy jednak, że Bóg w swojej łasce uchroniłby człowieka (przed upadkiem w grzech) od chorób i upośledzeń. Nie jesteśmy pierwszymi, którzy tak myślą. Również inni są o tym przekonani: Ponieważ na świecie panuje grzech, występują też choroby, a śmierć ukazuje istotę grzechu (Lexikon fur Theologie und Kirche, 6. Band 1977, Sp. 428 – tłum. wł.).

Odnośnie skierowanej przeciw nam krytyki w piśmie pana Kluge, że również kalectwo i upośledzenie psychiczne uważane są za karę boską:
Musimy być bardzo ostrożni, mówiąc o związku między konkretnym grzechem a konkretną chorobą. Księga Hioba uczy nas, że nie można automatycznie łączyć każdej choroby z grzechem.

Również słowa Jezusa w J 9,3 są wyraźne: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Jezus mówi tutaj co prawda o jednej sytuacji, pokazuje przez nią jednak, że sposób myślenia, widoczny w pytaniu uczniów, jest błędny.

W wielu przypadkach istnieje oczywisty związek między grzechem i chorobą, wynikający po prostu z istoty danego grzechu. Palacz nie powinien się zbytnio dziwić, że jest chory na raka płuc. „Zdrowotne” skutki spożywania alkoholu i narkotyków też są już od dawna znane.

W 1 Kor 11,30 Paweł określił choroby i zgony jako następstwa grzechu. Nie chodzi jednak o to, że poszczególni chorzy byli najgorszymi grzesznikami. Cała wspólnota, poprzez grzechy niektórych, stoczyła się na poziom, który był bardzo zbliżony do norm panujących w świecie, tak iż Bóg nie mógł uchronić ich od wielu niebezpieczeństw. Chorobami dotknięci zostali najbardziej na nie podatni, a nie najgorsi grzesznicy. Wydaje się natomiast, że człowiekowi żyjącemu w kazirodztwie (opisanemu w 1 Kor 5) nic szczególnego się nie przytrafiło.

Odrzucamy również objaśnienie 1 Kor 5,5 twierdzące, że zatracenie ciała to poniesienie szkód na ciele przez chorobę lub nawet śmierć. Rozumiemy ten fragment tak, że to zmysłowa postawa, grzech wykluczonego, ma ulec zatraceniu.

W Biblii niekiedy choroby, a nawet śmierć, przedstawione są jako kara (Dz 13,11; 5,1-11). Fragmenty te jednak należą do wyjątków.

W tym kontekście należy też zauważyć, że ponadprzeciętna ilość naszych braci i sióstr pracuje zawodowo w służbie chorym i upośledzonym.

Nie chcemy zamykać naszych oczu na to, co pozytywnego istnieje poza naszą wspólnotą. Obserwacja tego, jak często dobro łączone jest ze złem, jest bolesna. Z całkowitym zdecydowaniem odrzucamy jednak protestancką naukę o całkowitym zepsuciu człowieka po pierwszym grzechu, tak jakby człowiek bez Boga nie był w stanie zrobić czegokolwiek dobrego.

Odnośnie poruszonego punktu – krytycznego nastawienia do własnej nauki i poszukiwań -jesteśmy świadomi własnych niedostatków. Wiemy, że wielu posiada o wiele głębszą wiedzę niż my i wdzięczni jesteśmy za możliwości uczenia się od innych. Pragniemy chronić się od wszelkich przejawów zawężenia pola widzenia do własnego tylko podwórka. Z drugiej jednak strony, osoby przewyższające nas wiedzą często popełniają w swoim rozumowaniu całkiem podstawowe błędy, które nawet prości ludzie potrafią spostrzec.

Musimy jasno rozróżnić między naukami podstawowymi, których w żadnym wypadku nie można podważyć, a zagadnieniami szczegółowymi, co do których często nie mamy jeszcze jasnego poznania. Poprzez intensywne zajmowanie się Biblią możemy uczyć się coraz więcej i dostrzegać błędy także w naszym własnym rozumowaniu. Oczekujemy od innych otwartości na naszą krytykę i dlatego sami też nie chcemy być zamknięci na argumenty innych.

Odnośnie „rewizji” pojęć to Kluge przyznaje, że przytoczony przez niego przykład dotyczy pojedynczej sytuacji, która nam jednak nie jest znana. Również my rozumiemy słowo „nieludzki” jako negatywne. Istnieją jednakże różnice w znaczeniu słowa „nieludzki”.

Nie jest to nieludzkie, gdy ktoś kierując się własnym sumieniem i tym, co rozumie jako Bożą wolę, przedkłada wspólnotę z braćmi w Bogu ponad wspólnotę z własną rodziną.

Nieludzkie jest za to, gdy rodzice usypiają własne dzieci truciznami, uprowadzają je, przetrzymują w mieszkaniu, przykuwają do kaloryfera, odbierają dokumenty, bezprawnie ubezwłasnowolniają, przetrzymują miesiącami wbrew woli danej osoby w klasztorze… Wszystkie te rzeczy spotkały niektórych naszych braci i siostry w XX wieku. O innych przestępstwach wobec chrześcijan czynionych w imię Chrystusa można poczytać w książkach do historii.

Tolerancja jest ważnym fundamentem każdego ludzkiego społeczeństwa. To cnota, której drogą nie idą właśnie nasi wrogowie w obchodzeniu się z nami. Przetrwanie i rozwój wspólnoty wymaga w pewnym stopniu tolerancji, czyli niesienia innych (łac. tolerare – znosić <kogoś>, wytrzymywać, często w powiązaniu z cierpliwością) (K. Hörmann, Lexikon der christlichen Moral, 1969, S. 1221 – tłum. wł.).

Tolerancja oznacza, że każdy ma prawo myśleć i wierzyć, jak mu się podoba. Tolerancja nie oznacza jednak, że wszystko uznaje się za właściwe. Prawda jest tylko jedna. Prawdę tę trzeba jednak zrozumieć i przyjąć w wolności. Katolicka zasada, że jedynie prawda, a nie błędy mają rację bytu (K. Hörmann, S. 1221), pozbawiła niezliczone rzesze ludzi wolności, ojczyzny, zdrowia lub życia. Prawda nie potrzebuje, by ją głosić i bronić przemocą. Kto stosuje przemoc, właśnie tak, jak to wielokrotnie czyniły wielkie „kościoły”, pokazuje, że nie ma prawdy. Prawda mówi sama za siebie i nie musi obawiać się konkurencji w postaci herezji lub niby-prawdy.

Na świecie powinna być tolerancja. Każdy ma prawo myśleć i wierzyć, jak chce. Kto jednak nazywa siebie chrześcijaninem, ten zdecydował się przestrzegać nauki Chrystusa. Jeśli chce wierzyć inaczej, to jest to jego wolny wybór, lecz wtedy niech nie nazywa tego chrześcijaństwem. Wspólnota Boża nie jest stowarzyszeniem, zrzeszającym ludzi wszelkiego pokroju, lecz filarem i podporą prawdy (1 Tm 3,15). Dlatego nie ma w niej miejsca na herezje. Mimo to każdemu heretykowi przysługują jego wszelkie prawa obywatelskie.

Należy też wyraźnie odróżnić pomyłkę od błędnej nauki (herezji). Kto błądzi, nie zdając sobie z tego sprawy, ten jest otwarty na argumenty i cieszy się, gdy może wyjść z błędu. Potrzeba wówczas także wiele cierpliwości, by umocnić się wzajemnie w poznanej prawdzie. Kto jednak świadomie przeciwstawia się nauce apostołów, nie może być tolerowany we wspólnocie – przy zachowaniu całego szacunku dla niego jako człowieka.

Każdy chrześcijanin doświadczył wielkiej cierpliwości Bożej i stale jej doświadcza. Jesteśmy wezwani do tego, by w cierpliwość nieść siebie nawzajem. Z drugiej jednak strony musimy być także świadomi konieczności odpowiedzi na wołanie Jezusa. Nie można odkładać nawrócenia na później. W jakimś momencie jest już „za późno”, nawet jeśli wielu nie chce tego przyznać.

Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych… (Hbr 3,7-8; należy przeczytać w szerszym kontekście)

Kto stale odrzuca Boże wołanie, zatwardza się poprzez to w takim stopniu, że pewnego dnia już nie może się zmienić.

Oczekiwanie, że wkrótce nastąpi koniec świata, nigdy nie było naszym poglądem we wspólnocie. Wręcz przeciwnie, była to jedna z pierwszych kwestii spornych w naszych kontaktach z ugrupowaniami fundamentalistycznymi i wolnymi „kościołami”. Zdecydowanie odrzucamy ten egocentryczny pogląd („nasze czasy są czymś wyjątkowym”). Pozostaje zagadką, jakie wypowiedzi braci mogły zostać tak źle zinterpretowane, a może Kluge chciał nas tylko zaszufladkować i dopiero później zauważył, że ta etykietka do nas nie pasuje?

Chcemy raczej pomóc ludziom wyswobodzić się z urojenia rychłego końca świata, dlatego wielokrotnie wnikliwie zajmowaliśmy się tą kwestią. Ponieważ jednak Kluge wycofał zarzut jakobyśmy oczekiwali rychłego końca, nie ma potrzeby, by w tym miejscu szczegółowo zajmować się tą sprawą.

————————-

3. ksenofobia – niechętny, wrogi stosunek do cudzoziemców i cudzoziemszczyzny